blogdesignsbydani.blogspot.com/

Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com
Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com

Radość najpiękniejszych dni...

A tak trochę nostalgicznie...

Każdy ma w swoim życiu takie chwile, kiedy nachodzi go smętna nuta.I tak chyba dziś dopadła mnie.Może to zasługa tego,że nieuchronnie i coraz szybciej biegnie nasze życie i czy tego chcemy, czy nie czas pędzi do przodu.A z czasem przybywa nam lat, trosk tylko dusza w człowieku wciąż ta sama.Chciało by się jeszcze góry poprzenosić, zawrócić bieg rzeki.tyle,że siły już się nie przekładają na zamiary.W ostatnim czasie tyle się przecież w moim życiu wydarzyło.Aż sama się dziwię skąd u mnie taka odporność na przeciwności.Chyba to jest tak,że czym więcej nieprzyjemnych sytuacji w życiu , tym większa nasza odporność.Teraz mam taki przyjemny okres wyciszenia i spokoju.Może to moje magiczne miejsce tak na mnie działa? Kto wie?I jeszcze Mazury.Tam też jestem taka spokojna.Uwielbiam ciche wieczory nad jeziorem.Tu gdzie mieszkam jest w okolicy dużo jezior.Już się nie mogę doczekać ciepłych dni na wyprawy w nieznane.A tymczasem tu i teraz- i to też masz ogromne znaczenie.Bo takich super długich wakacji w otoczeniu czystej przyrody po mazurskim niebem- długo mieć nie będę.Raz,że finanse na to nie pozwolą(chałupka pożera wszystkie dodatkowe pieniążki) a po drugie, czego szukać jak prawie tuż za ścianą las i woda?A ten mój dzisiejszy nastrój  to skutek również przeczytanej ostatnio książki Katarzyny Enerlich " Prowincja pełna gwiazd".To tam przeczytałam,że nie wystarczy mieć, być, trzeba jeszcze bardzo, bardzo chcieć.I dotyczy to wszystkich sfer życia.A uczuć w szczególności.Może zatem dlatego to moje nieudane, poprzednie małżeństwo- że za mało było nas  dla siebie samych, a za dużo życia obok.Dla dzieci, dla pracy i wielu innych jeszcze rzeczy.Mnie się udało a mężczyźnie , który był przez długi czas ważny dla mnie- nie.Stąd ucieczka w alkohol i w końcu śmiertelna choroba.I może dlatego we mnie nie było już takiego żalu za tym co było.Ale teraz wiem,ze los zawsze daje nam druga szansę i tylko od nas zależy czy ją potrafimy wykorzystać.Staram się każdego dnia.I już nie oglądam się za siebie.Nie rozpamiętuję w nieskończoność chwil minionych.Mam obok siebie człowieka, który każdego dnia utwierdza mnie w świadomości,że jestem ważna i potrzebna jak woda i chleb.

Nie ma tego złego....

Zmiana dzisiejszych planów spowodowała,że ogarnęła mnie mania przedwiosennych porządków.Z buszowania po targu staroci wyszły nici, bo na dworze od rana deszczowo i mglisto było.Za to mam swoją bufeto -ściankę.
Śnieg już prawie stopniał i teraz odkrywa się cała "bida' poziomowa.To co ma być w przyszłości moim wymarzonym ogrodem, wygląda teraz tak
W szale porządkowania odkryłam ogromny kupon materiału w kolorze mlecznej czekolady, który kiedyś tam zakupiłam, a który leżał sobie zapomniany w pudle w szafie.Materiał nadaje się świetnie na sukienki dla krzeseł, które widziałam w Dekorii .Były bardzo drogie i stwierdziłam,ze sama sobie z takimi świetnie poradzę.Od poniedziałku zatem poświęcam się maszynie do szycia.Mam jeszcze do uszycia firanki panelowe i lambrekin do pokoju Kornela.A dziś wygrzebałam na światło dzienne uszytą kiedyś poszewkę na poduszkę.Poszewka powstała z dwóch kawałków materiałów- i wyszło coś w rodzaju patchworku.

W czasie poprzednich starociowych buszowań odkryłam dwa małe świeczniki w kształcie greckich amfor.Są łączone z dwóch rodzajów materiałów: miedzi i kamienia- chyba marmuru, bo są dość ciężkie.Nadają się świetnie do długich, cienkich świeczek.Samodzielnie stoją teraz na telewizorze, bo jeszcze nie mam pomysłu na ich stałe miejsce.Jak przeglądam blogi , to nasuwa mi się jedna myśl,że w naszym kraju jest ogrom bardzo kreatywnych i zdolnych ludzi, którzy właściwie tworzą coś z niczego i na dokładkę wszystko ma artystyczny wyraz.TEZ TAK CHCĘ!Tylko czasu wciąż mało.Może w czasie wakacji odkryję w sobie jakieś ukryte dotąd talenty?Kto wie...

Jeżdżący piątek.

Dziś cały dzień poza domem .Miałam mnóstwo spraw do załatwienia.A szczególnie dał mi się we znaki Urząd Skarbowy.Zawiozłam Zeznanie do odliczenia Vatu z faktur za remont i się nasłuchałam od Jaśnie Pani Urzędniczki o ilości tychże.Matko Polko, Jak takim Paniom jest dobrze.mogą sobie narzekać na petentów do woli a ty człowieku jeszcze bądź uprzejmy, bo inaczej możesz podpaść.Przy okazji różne zakupy porobiliśmy.zachciało mi się bufeto-ścianki między aneksem a pokojem ,żeby powiększyć salonik.kupiliśmy potrzebne płyty i kawałek parapetu na blat na tąże ściankę.nawet się zdziwiłam,ze nie takie drogie.A wczoraj przybył nam nowy lokator siedliska- suka owczarka niemieckiego długowłosego: Saba.Ma 7 miesięcy i poprzedni właściciel sprzedał ją za niezbyt wygórowaną cenę, bo mu goniła i zagryzała kury i kaczki na podwórku.Jest po prostu śliczna.Filemona nie wróciła dziś na noc , bo Saba biegała po podwórku.Chyba się bała :).No cóż, wszędzie rządzi prawo buszu.

                                                       
                                                                                                               


I tak się rodzi głupota :)

Pisałam wcześniej,że chyba oszalałam.To chyba na skutek nadchodzącej wiosny.Zachciało NAM się przemeblowania mniejszych pokoi.To znaczy właściwie zamiany.Kornela pokoju z naszą sypialnią.Niestety korekty wymaga malowanie ścian, bo po ogrzewaniu kominkowym trochę się przykurzyło i na przyszły tydzień czeka nas "szurum, burum".A zarzekałam się,ze koniec, finito i nic nie będę ulepszać.I masz babo placek- znaczy się zakasuj rękawy i maluj.Dobrze,ze pomoc jest.Hi, hi- będę dyrygować z wysokości podłogi.Ale sprzątanie PO, mnie nie ominie- NIESTETY!!!A tak jakby a"propos mam w ogrodzie przebiśniegi :).Wiosna idzie na całego.

Oszalałam?

Wybrałam się dzisiaj na giełdę staroci.Właściwie bez celu.Kupiłam trzy ogromne donice z ceramiki w kolorze terakoty z białymi przecierkami.zakup niekontrolowany ale za grosze dosłownie.Za całość tylko 25 zł.Ale to był ostatni raz jak pojechałam tam z Andrzejem.Wkurza mnie gdy chodzi za mną i marudzi-"A po co ci to?", "Gdzie to postawisz" itp.Ale jak on wpada w zachwyt nad jakąś kosiarką do trawy to ja mam ten zachwyt podzielać.NIGDY W ŻYCIU! Chociaż wiem,że kosiarka będzie potrzebna przy tak planowanym dużym trawniku.Ale donice są cudne:).Będą stały na tarasie, którego nota bene jeszcze nie ma, natomiast jest miejsce wytyczone palikami i zasypane gruzem do utwardzenia gdzie ma on być.Więc to ja muszę myśleć co potem , żeby było przyjemnie i ładnie.Ale mam w nosie jego gadanie.Następnym razem pojadę sama.Już widzę miny moich córek na moje prace i zapędy ogrodnicze.Tak się śmiały kiedy sadziłam i siałam coś na balkonie w starym domu.A potem były piski i zachwyty jak już coś rosło.Musze donice wydobyć z bagażnika i neomieszkam jich tutaj zamieścić:).A teraz idę piec ciasto.

Uciekaj zimo....



Już dosyć tej zimy!!!Jak popatrzę na ogród i te zwały śniegu , to mam wrażenie ,że mój wymarzony ogród powstanie chyba dopiero w maju :(.Ogrodzenia to wcale nie widać.ale póki co przyśpieszam wiosnę: wysiałam w pojemnikach na parapecie zioła i trochę kwiatów,żeby mieć potem rozsadę.Ale brakuje mi ziemi, bo nawet gdybym chciała przynieść coś z ogrodu to i tak nie wykiełkuje w niej żadna roślinka.A to dlatego,że ziemia zmarznięta i ciężka.Trzeba zatem kupić zwykłej ziemi do kwiatów.Ale to dopiero w poniedziałek , bo teraz trwa ciąg dalszy remontu.Otóż Andrzej zakłada terakotę w hallu i wiatrołapie, więc póki co skacze co drugi kafelek,żeby się przemieścić do łazienki , czy też innych pomieszczeń.ale już coś widać i nareszcie nie będę biegać w kółko ze ściereczka do kurzu i ścierać go z 5 razy na dzień.Musimy gonić z tymi pracami, bo zapowiedziała się wizytacja ze strony mojej kochanej rodzicielki a nie chcę,żeby dostała palpitacji serca.co prawda wizyta szykuje się dopiero na święta ale czasu to raczej jest niewiele. Na nic moje tłumaczenia,że mieszkamy prawie "po ludzku".jak coś sobie ubzdura to żadna siła nie pomoże.Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.

Trochę zdjęć wnętrzarskich- takich moich próbnych aranżacji.

 
Obiecane zdjęcia  !
1.droga powiatowa przed domem-rzadko odśnieżana.
2.Dzika róża na koronkowo.
3.Domek z oddali :)
3.koteczka Filusia- moja własna
4.Domek trochę bliżej
Mnóstwo pracy czeka nas na wiosnę.Przecież jeszcze w środku jest wiele do zrobienia, a już nie wspomnę o tym co na zewnątrz.Ale i tak cieszę się każdą chwilą tu spędzoną.

Szaleństwo zakupowe

Nie wytrzymałam siedzenia w domu.Pomyślałam,że skoro świeci słońce to już pewnie wiosna niedaleko( choć to przecież dopiero luty).Ale " nic to".No i zaszalałam: nasiona kwiatów, warzyw, roślinki na skalniaczek- to w markecie a jeszcze mnóstwo zamówień na allegro.MAJĄTEK.Patrzę na sceptyczny wyraz twarzy Andrzeja i wiem co myśli na temat tych szaleńczych zakupów: KOBIETO KIEDY I GDZIE TY TO WSZYSTKO POSADZISZ I POSIEJESZ.A niech sobie myśli co chce.Jest dużo miejsca.Jak tylko stopnieje śnieg biorę się do pracy.Już nie mogę się doczekać.Znów będę wracać do domu nieludzko zmęczona ale przeszczęśliwa tak jak to było jesienią.A na razie cały czas zimowo.

Zdjęcia będą później.Słabo chodzi internet :(((

Zimowo-kominkowo.

 Zimno, marzną łapki ale piszę :).Odkryłam dawno zakurzone  "talenty".Haftuję.Na razie są to jakieś tam wprawki richelieu.Jak skończę- pokażę.Mam obserwatora.Pozdrawiam kamelia. marzy.To znaczy,że ktoś tam, gdzieś jest :).Odkąd Andy przeniósł junkersa do łazienki , zimna woda nie zamarza.Ale kominek pochłania ogromne ilości drewna.Trzeba będzie pomyśleć o alternatywnych formach dogrzania domku.Tylko krucho z kasą.Tyle jeszcze rzeczy do zrobienia a ja chętnie polatałabym już po ogrodzie.Na razie przeglądam oferty sklepów ogrodniczych.Plan ogrodu w zamyśle już stworzyłam.A tu zima nie odpuszcza.Ale nas wreszcie odśnieżyli!!!.Całą sobotę chodził pług. Hałdy śniegu leżą po bokach drogi tak wysokie, że nie widać człowieka , który  idzie drogą.Ale nic to.
Kocham to miejsce...Kiedy patrzę przez okno na ośnieżone pola czuję błogi spokój.Aż nie chce mi się wracać do pracy.Ale laba za 35 dni się skończy."LABA"- z zastrzykami i tabletkami.Ale za to z nogami już trochę lepiej.
Moja kicia wyprowadza się na dwór!Odkąd znalazła koleżankę ( a może kolegę?) nie ma jej po całych dniach. Za to jak wraca do domu, przesypia całą noc i kawałek dnia.Budzi się tylko na charakterystyczny odgłos szurającej miseczki i szelest saszetek z jedzeniem :).Kornel zbudował jej igloo z korytarzami i ganiają tam razem z" kotem przychodnim",czają się na sikorki, które przylatują na słoninkę.Ale ptaszki mądrzejsze.Szybko wyczuwają niebezpieczeństwo.Z tą moją kotką to cała historia: znalazłam ogłoszenie w internecie,ze ktoś odda koty w dobre ręce z powodu wyjazdu.Pojechaliśmy i kiedy ją zobaczyłam , była małym białym, śmiesznym kociakiem,.Z początku chowała się w domu po rożnych zakamarkach.A miała pole do popisu bo w saloniku stały jeszcze karto-gipsy, worki z klejem i gładzią itp.Ze dwa dni to trwało.Ale stopniowo przekonała nas,że jest obrotną koteczką, skorą do wszelkich figli i psot.Ostatnio przechodziła swoją pierwszą rujkę.Tak się męczyło biedactwo,że aż strach.Myślę,że może być teraz w ciąży , bo bardzo się wyciszyła.Zobaczymy, poczekamy.Małe koteczki :))))!Może będzie też na wiosnę psiaczek jakiś.Moja mama uważa,że obniżyłam sobie stopę życiową zamieszkując tu.JEST W OGROMNYM BŁĘDZIE!Ale jej nie przekonam na razie. Może kiedy mnie wreszcie odwiedzi zmieni zdanie.Na razie tłumaczy mi telefonicznie,że niezbyt dobry ten mój wybór.Słucham ,słucham i nic poza tym.Ja wiem swoje i dobrze mi z tym.A teraz trochę zdjęć.