blogdesignsbydani.blogspot.com/

Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com
Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com

Radość najpiękniejszych dni...

Życie domu.

Jawi mi się niezaprzeczalny fakt,że każdy dom ( nie w sensie budynek), żyje swoim samoistnym życiem. Myślę, tak dlatego,że pozostawiony sam sobie bez należytej opieki potrafi sam sobie szkodzić.Otóż kurzy się, zaśmieca , zbiera "zapachy", magazynuje brudne naczynia w zlewie, okruchy na kuchennym blacie, nie wspominając już o brudnych oknach i wielu jeszcze innych rzeczach :).Stwierdziłam ten fakt robiąc gruntowne porządki przez całą sobotę.Co dzień zapracowana rzadko mam okazje na dokładne sprzątanie a w domu  przez cały tydzień MŁODY mężczyzna , dla którego najważniejszą rzeczą na świecie jest po przyjściu ze szkoły opróżnianie zapasów lodówkowych, zalegnięcie na łóżku przed telewizorem i włączenie o określonej godzinie ( po odrabiankach lekcyjnych) komputera. Nie przeszkadzają mu nawet " koty" z kurzu  po kątach. Wczoraj więc nie zważając na falę protestów zagoniłam latorośl do sprzątania JEGO pokoju.Cały w nerwach zajął się nielubianą czynnością.Najbardziej w jego mniemaniu wkurzający był fakt nieustannych poprawek , które co i rusz musiał robić, bo a to niedokładnie starte kurze, a to podłoga niedomyta.Widziałam prawie obłęd w oczach mojego dziecka.Ale nie robiąc większych ceregieli starałam się zachować zimną krew. Na koniec zapytał; -Mamo w jakim celu była ta dzisiejsza GEHENNA?. No bo przecież żadnych gości się nie spodziewamy? Wytłumaczyłam jasno i zwięźle to wszystko o życiu domu o czym pisałam wcześniej.Na co mój syn miał odpowiedź taką; -Po co się tak męczyć jak za dwa dni będzie tak samo. Na co ja - A co zrobić ,żeby nie było? Syn:- hmm, może nie oddychać, nie korzystać z łazienki, nie zmieniać bielizny, no w ogóle nic nie robić? ( o jedzeniu nie wspomniał - szelma!).Ja na to ,że tak się nie da. A ostatnia odpowiedź była : To może ja już z Sabą będę mieszkał jakby coś?
A morał z tego taki:
LEPIEJ PRZENIEŚĆ SIĘ DO PSIEJ BUDY, NIŻ DBAĆ O PORZĄDEK W DOMU!
Po całodniowych porządkach domowych naszła mnie ochota na wyciągnięcie maszyny do szycia. Marzyła mi się spódnica w czarno - czerwoną kratkę.Jakiś czas temu kupiłam potrzebny materiał ale sama czynność uszycia owej  wymagała odpowiedniego " nalotu".Wczoraj był. :)


Szyłam już różne rzeczy dla siebie.Na ogół nie korzystam z gotowych szablonów.W przypadku spódnic, mam opracowaną metodę wykroju.Biorę na wykrój spódnicę, w której się najlepiej czuję i która mniej więcej odpowiada fasonowi ,o który mi chodzi w nowej.Samo krojenie to już pestka.

Mój stareńki " Łucznik" sprawuje się bez zarzutu :). Pewnie posłuży mi jeszcze długie lata.

 

A oto efekt szycia :

Tym sposobem powstała spódnica w cenie materiału i dodatków, więc ogólnie za jakieś 35 zł. Dopasowana do figury- czyli szyta " na miarę" ( moich zdolności :), zasobu portfela i mojego" widzi mi się").


Buszując kiedyś po markecie budowlanym w poszukiwaniu farby do wykończeń dekupażowych natknęłam się na wciśnięte w kąt zegary. A właściwie resztki zegarów.Po obniżonej cenie.Stały tam różne.Niektóre nie posiadały tarczy, inne mechanizmu.Jedne tarcze leżące luzem miały arabskie cyfry i zwyczajne wskazówki inne rzymskie. Wzięłam podstawę i tarczę wybrałam.Zapłaciłam w kasie całe 10 zł :), przytaszczyłam do domu, zmontowałam.

Podstawa była jednolitym rudo- złotym kolorze.Przetarłam ją ( jakżeby inaczej :) ) i teraz nabrała charakteru. Ja wiem,ze to tylko chińszczyzna ale mnie się i tak podoba.Może kiedyś zastąpię go bardzie wyrafinowanym.
I to by było na tyle - jak mawiał PROFESOR JAN STANISŁAWSKI :0.
Dziś czeka mnie jeszcze wyprawa na cmentarze w celu porządków przed jutrzejszym świętem.Pozdrawiam Was cieplutko  w atmosferze dzisiejszego, ciepłego, jesiennego dnia.

W życiu jak w przyrodzie...

...musi być zachowana równowaga i dobre wydarzenia przeplatają się ze złymi.Ten tydzień był właśnie taki dla mnie. Kolejny raz doświadczyłam tego, jak kruche jest ludzkie życie i że nie dane nam jest wiedzieć , kiedy nastąpi kres naszej drogi.
Nic nie zapowiadało wtorkowej tragedii w pracy.Jak co dzień zabrałam o 8.00 dziennik z pokoju i poszłam do klasy.W połowie pierwszej lekcji usłyszałam hałasy na korytarzu, płacze, krzyki.Wiedziona złym przeczuciem otworzyłam drzwi na korytarz. A tam...na środku leżała moja koleżanka bez przytomności.Obok pochylała się woźna zanosząca się od płaczu.Korytarzem biegła Dyrektorka z sekretarką nienaturalnie blada na twarzy.Zamurowało mnie po prostu . Zagoniłam ciekawskie dzieciaki do klasy, bo ich łebki już chciwie  chłonęły zamieszanie a sama na wpół stojąc na korytarzu a drugą połową w klasie próbowałam się dowiedzieć co się stało. Bożenka nadal leżała nieprzytomna ale dowiedziałam się,że karetka już jedzie.Pogotowie nadal nieprzytomną zabrało do szpitala. Bożena miała przejść od stycznia przyszłego roku na zasłużoną emeryturę.Pracowała jeszcze zapełniając godziny biblioteczne i świetlicowe bo jak każdej z nas brakowało jej jakiś miesięcy do emerytury, które gdzieś po drodze straciła na zwolnienia lekarskie i urlopy macierzyńskie.. w środę dowiedziałyśmy się,że zmarła nie odzyskując przytomności po operacji.Nigdy nie cierpiała na nadciśnienie, czuła się ogólnie zdrową osobą.Chuchała na siebie i dmuchała ale bez hipochondrii. I bach... wylew krwi do mózgu. Nie mogę się pozbierać po tej wiadomości. Była ode mnie tylko 6 lat starsza...Pogrzeb jutro... nie mogę nawet napisać jaka była , bo to już niczego nie zmieni.I tak nie usłyszę jej ciepłego głosu kiedy zagania dzieci do biblioteki.Pod szkołę już nie podjedzie jej czerwony Matiz...


Dziś tylko   tyle i coś co powinnam zrobić wcześniej w tym minionym tygodniu ale nie zrobiłam z powyższego powodu. Dostałam pierwszy prezent z zabawy " Podaj dalej".Emade 76 przysłała mi takie cuda:






Mój aparat jest marki "DD"  i jakoś prześwietla zdjęcia ale i tak mi się podoba ta cudna podkładeczka wyszyta pieczołowicie krzyżykami.DZIĘKUJĘ CI MADZIU BARDZO! I to tyle na dzisiaj.Wybaczcie mi...

Tylko jedno "pitanie"...

Jak co roku były deklamacje,śpiewy itp.Oczywiście mowa o Święcie Edukacji. Dzieci nad wyraz grzeczne.tego dnia, bo już następnego wszystko wróciło do stanu sprzed.Mam w klasie ancymonka, który z charakteru przypomina ULUBIEŃCA z klasy OLQI, ale i ma też trochę ze STEFANA. Kto czyta PRZYTULISKO , ten wie o kogo chodzi.Otóż ten mój ancymonek To taki pocieszny grubasek, nad wyraz ruchliwy i gadatliwy.Z takich, co muszą mieć ostatnie zdanie. Mamy lekcję z cyklu " ciekawostki".Omawiamy rolę wody w przyrodzie. Straszny hałas się zrobił. bo dzieciaki jeden przez drugiego dzielą się wiedzą.Nijak ich uciszyć się nie da, wiec przypomniała mi się stara jak świat zabawa w " Ciszę na morzu",że będzie bałwan itp... Już ucichło , nagle mój ancymonek scenicznym szeptem mówi: Proszę Pani a można tylko jedno pitanie? Kiwam głową, bo też uczestniczę w zabawie, na co ON takim samym szeptem: MOGĘ IŚĆ SIKU, BO JAK MOWA O WODZIE , TO ZARAZ MI SIĘ CHCE? Nie wytrzymałam i cała klasa też. I bądź tu człowieku poważnym pedagogiem :))) Dobrze,że nie zostałam odosobnionym BAŁWANEM.




Różyczki od moich RÓŻYCZEK .
Zresetowałam się trochę i relaksuje się sobotnio- niedzielnie przy rożnych rękodziełach.Kiedyś pokazywałam świeczniki z porcelitu, całe złote ,że ach! i skrzyneczkę na biżuterię już pobieloną.Świeczniki tez pobieliłam juz jakiś czas temu, ale wydawały mi się jakieś takie bez wyrazu.
 Do kompletu zatem powstały zdekupażowane, lawendowe świeczniki wraz ze skrzyneczką z takim samym motywem.

Czekamy tylko na kolejne warstwy lakieru.A świeczniki jeszcze na spękania.
Dawno dostałam rzeźbę kota z głową na sprężynowej szyi.Kot był biały z przetarciami ale wówczas nie pasował mi do konwencji, więc sczerniał. Teraz chyba mu przywrócę dawną świetność.A Wy co myślicie?




w ferworze dekupażowym powstały jeszcze na biegu dwa lampioniki.Jutro, a właściwie dzisiaj imieniny obchodzą Małgorzaty.Zawsze z koleżanką wymieniamy się jakimiś drobiazgami z tej intencji.Ponieważ zmieniała wystrój sypialni i ma teraz trochę fioletu postanowiłam dać jej coś takiego:





Szkopuł się pojawił przy naklejaniu motywy całego czarnego .Otóż serwetki są strasznie grube i wymagały grubszej warstwy kleju. Poza tym trudno się je dociskało.Ale jakoś sobie poradziłam. Może nie jest to arcydzieło ale zrobiłam je dla niej sama :)



Z okazji imienin MOI PANOWIE wręczyli mi taki kwiatowy upominek

A teraz idę WAS poczytać i na koniec częstuję imieninowymi czekoladkami. ( Mało ich, bo ze mnie łasuch nie z tej ziemi :) )

Wyspa...

Co rządzi życiem człowieka-przypadek czy przeznaczenie?Gdy zdarzy się niespodziewanie coś dobrego, jeden z nas powie "Co za szczęśliwy traf!",a inny: "To było przeznaczenie!".Smutne zdarzenie dla jednego będzie pechowym zbiegiem okoliczności, dla drugiego- przejawem działania sił wyższych.Wierzę,że każdy z nas pojawił się na świecie w określonym i tylko Bogu wiadomym celu. I to czego doświadcza ma ukryty, głęboki sens.
Dziś mija dokładnie rok, jak znalazłam swoje miejsce na ziemi i cztery lata jak jestem z człowiekiem, który pokazał mi ,że można żyć inaczej, lepiej, bezpieczniej.Dużo mu zawdzięczam.Śmiało mogę powiedzieć,że pokazał mi prawdziwe życie.Dla Niego zatem dedykacja i dla tych wszystkich, którzy jeszcze szukają.Żeby uwierzyli...


Wiem,że długo mnie nie było. Dzień się z nocą mieszał a doba bywała za krótka.Te z Was , które tak jak ja są " ciałem i duszą pedagogiczną" wiedzą, że tak bywa z początkiem roku szkolnego.Ogrom pracy.A ja  wzięłam na swoje barki chyba za dużo na raz i odbiło się to na moim samopoczuciu.Ogarnęła mnie jakaś melancholia i to wcale nie związana z jesienią, bo tą , taką jaka była ostatnio, pogodną i złotą lubię bardzo.Ale przyszło obudzenie.Doszłam do ładu z samą sobą, uporałam się z zaległościami domowymi i oto jestem.
Znowu.
Nie pokazywałam wam jeszcze mojej wygranej u Iwonki z " Chaty Piczikaty". Trafiła świetnie w mój gust, styl mojego domu.Tak, jakby była telepatką.A wygrana była absolutna niespodzianką.Poszewka szydełkowa w moim ulubionym kolorze ecru. Już jej podziękowałam osobiście a teraz się nią zachwycam :).
Potrzebna mi była taka weekendowa , wolna chwila ,żeby troszkę odpocząć, zająć się czymś całkiem innym.Z potrzeby nastroju powstało takie coś:
 
 Syn narzekał,ze go trochę zaniedbuję,więc dla osłody upiekłam " Jesienne całuski z jabłkami"
Jabłek u mnie pod dostatkiem tej jesieni i były już rożnego rodzaju szarlotki i jabłeczniki wiec tym razem coś innego.I dla mnie do popołudniowej kawy.


Przepis jest bardzo prosty.

"Jesienne całuski z jabłkami"

0.5 kg białego mielonego sera
0,5 kg mąki tortowej
25 dag margaryny " Kasia"
0,5 szklanki cukru pudru
0,5 szklanki kwaśnej śmietany
2 łyżeczki proszku do pieczenia
4 żółtka
6 średniej wielkości jabłek pokrojonych na grubsze plasterki
Mąkę wymieszać z cukrem pudrem, proszkiem do pieczenia.Posiekać z margaryna i białym serem. Dodać żółtka  i zagnieść ciasto.Rozwałkować i wykrawać szklanka krążki.W środek krążka wkładać plaster jabłka cieńsza strona do środka krążka. Składać na pół.Zlepić końce ale bez  całkowitego zlepiania ( nie jak pierogi).Ma powstać coś w rodzaju kieszonki.Piec z termoobiegiem w 180 stopniach na złoty kolor.Posypać cukrem pudrem.Można cukier wymieszać z cynamonem jak ktoś lubi.Najlepsze są jeszcze ciepłe. Smacznego.
A najlepiej smakują nie tylko z kawą

Moje zeszłoroczne wino z dzikiej róży.Ale to raczej wersja tylko dla dorosłych.;).A teraz "idę" Was poczytać.
Wszystkiego dobrego dla Was i cieplutkie jesienne pozdrowienia.