blogdesignsbydani.blogspot.com/

Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com
Tła oraz dodatki na bloga tonabloga.blogspot.com

Radość najpiękniejszych dni...

PSIKUS

Teraz serwetka bo komputer robi psikusy.

Czas do przodu-Wiosna do tyłu.

 ****
 " Moja wiosna"
Rozmazała się wiosna deszczem marcowym.
Pochowała się po kątach.
Przysiadła gdzieś za płotem pobielonym
I marzy o wietrzyku leciutkim jak piórko,
Co uniesie ją nieśmiałą do chmury .
I przysiądzie na jej skraju uśmiechnięta,
Na dół spojrzy, by w kałuży się przeglądać.
I leniwie spłynie z nieba na ziemię.
W pąki drzew wpuści ciepłe tchnienie.
I rozchyli płatki kwiatów niecierpliwie.
W ptasi śpiew się zasłucha tkliwie.
I zostanie by się kwietniem puszyć,
Majem maić na łąkach i w bzach.
Aż ją letni czerwiec zagłuszy.
I odejdzie w czereśniowych zachwytach. 

Taka ta moja wiosna .Za oknem szaro, deszczowo.Na parapecie za to zieleni nie brakuje. Posiane wcześniej siewki kwiatów i ziół aż się proszą o przesadzenie na dwór, do ogrodu

Nie mogłam sobie jednak odmówić poszperania po zaczątkach ogrodowych i podpatrzenia , czy może już za chwilę zobaczę malutkie kwiatuszki szafirków, albo główki tulipanów.

A pąki na jabłoniach i wiśniach tylko czekają na kilka ciepłych dni , by wyściubić malutkie listeczki

A na razie wszystko jeszcze jest smutne i szare.Gdyby chociaż promyczek słoneczka....
Nawet spacer z psem jest trochę smutny

WOBEC ZAISTNIAŁYCH FAKTÓW , USIADŁAM I WYDZIUBAŁAM SERWETKĘ DO KOSZYCZKA :)

Jak się nie ma co się lubi ....to się robi to co lubi.



Zawsze marzyłam sobie o ciepłym wieczorze na tarasie.Zachodzące słoneczko, zapach maciejki. cykanie świerszczy i kawusia, aromatyczna, mocna, w moim ulubionym kubku.Bo ja tak mam już od lat,ze kawa smakuje mi tylko z jednego mojego kubka.Herbatę pijam w filiżance a kawę w kubku.Takie nieszkodliwe, choć pewnie mało eleganckie dziwactwo.Ale tą kawę przecież trzeba na czym zanieść na taras.Bo na ogół nie jest to kawa tylko dla mnie. Wymyśliłam więc sobie,że muszę mieć tacę.Ale taką specjalna. W czasie moich starociowych poszukiwań znalazłam coś, co przypominało moje wyobrażenie.Ale to coś było podniszczone.Natomiast kosztowało niewiele, bo jakieś 10 zł.
Tak wyglądała przed poddaniem jej renowacji



a tak już po

Teraz wystarczy tylko: zbudować taras, poczekać na lato i zaparzyć kawę:)))

Psyche i Fizis

Dziś o tym co Jaka jest różnica miedzy Psyche a Fizis w przedświątecznym sprzątaniu.Wtajemniczone kobiety doskonale znają tą różnicę.Najpierw bowiem na najwyższych obrotach pracuje Psyche i planuje co trzeba posprzątać, co ulepszyć, co upiększyć i jakimi środkami i za jaka cenę . Potem to już wszystko zależy od Fizis.Moja osobista Fizis po weekendowym sprzątaniu powinna się podpisywać maczkiem i z malutkiej literki, bo strrrraaasznie ucierpiała.Tak bardzo, że kiedy wczoraj kładłam się do łóżka, by "odpocząć snem sprawiedliwego" jęczała tylko cichutko i już wiedziałam,że ciężkie to będzie przebudzenie rankiem dnia następnego.I nie myliłam się.Jeszcze wieczorem mi przypomina ,że chyba za bardzo dałam jej w kość.Ale NIC TO! Nic, bo kiedy patrzę na czyściutkie kąciki razem z moimi przyjaciółkami: Psyche i Fizis to wiem, że wszystkie jesteśmy zadowolone z naszej pracy.Pisałam wcześniej o zamianie pokoi .Otóż Synuś dostał mniejszy pokój, który był naszą sypialnią a my zajęliśmy jego.                                                                                     

 Ponieważ nie chciał mieć żadnych ozdób okiennych typu firanka, a kolor ścian według zamówienia miał być szary lub popielaty, sufit zaś kawa z mleczkiem, ściana naprzeciw okna ciemnofioletowa, dostał takie coś.SAMA WŁASNORĘCZNIE USZYŁAM ZA POMOCĄ MOJEGO WYSŁUŻONEGO ŁUCZNIKA.Materiał, to resztkowa satyna półmatowa z Castoramy. wykończenia z odciętego szlaczka koronki i ta sama odcięta koronka na górze w kolorze beżyku i chwosty z magnesami w tym samym kolorze.

 

Tylko na chwilę.

Dziś tylko na chwilkę malutką bo roboty mnóstwo, a przecież jeszcze PRACA.Jesteśmy w czasie realizacji projektu unijnego więc chyba zapomną o mnie niedługo w domu a i ja zapomnę ja wygląda mój dom.Wczoraj tylko zauważyłam,ze z każdego kąta wyglądają kudłate smiecio-koty i wołają o pomstę do nieba.Zatem wolna sobota nie będzie taka wolna.A przez okna widzę szarość.Ja, maniaczka czystych szyb.O MATKO POLKO! Toż niedługo nawet tej długiej zimy przez nie nie zobaczę.Ale na szczęście EKO-RADIO zapowiada ciepły weekend.Jak już się uporam ze sprzątaniem pokaże co nam wyszło z zamiany pokoi.a na razie zmykam.Pozdrawiam wszystkich odwiedzających a szczególnie OLQE, która darze szczególną sympatia. :). ( TY już wiesz za co!).

Coś co mnie urzeka

Cd.

Coś ten mój kompik się dziś buntuje i nie chce robić tego o co go grzecznie, aczkolwiek stanowczo proszę.Wcześniej tam kiedyś pisałam o świeczniko -amforkach wygrzebanych na starociach.Doprowadziłam je do kultury oglądania i jest nieźle.Trzeba tylko poszukać odpowiednich świeczek, w miarę szczupłych , bo otworki są malutkie.Jeszcze nie mam pomysłu na stałe miejsce, ale cos tam pewnie znajdę.
 A to mój leserujący pracownik remontowo - budowlany przed całkowitym remontem.I jak tu z takim remont robić, jak on nawet porządnego ubrania roboczego nie ma?
A teraz już świeczniki

Mea culpa - czy jakoś tak....

Sama tego chciałam.Remontu ciąg dalszy.Młody przeniesiony, ale moja wymarzona sypialnia w proszku.No!Chociaż dziś się trochę ruszyło : ZOSTAŁ DOBRANY KOLOR DO SUFITU!!! Miał być jogurt owoce leśne i jest.SAMA DOBIERAŁAM.Kurcze trzy pigmenty poszły i  nie wychodziło.Dopiero szafir z burgundem mnie oświecił.HA! ma się tę wyobraźnię kolorystyczną ( technika mieszania farb , przedszkole kl "O").A tak na serio to trudno dobrać coś co tkwi tylko w naszej wyobraźni.Ja ten kolor "widziałam" oczyma duszy mojej.JEMU za cholerę nie wychodziło.Czyli kazał, pan musiał sam. Ale jest.A na razie wszędzie BAŁAGAN TOTALNY.Młodego posprzątałam, patrzałki na świat- czytaj okno- umyłam.A reszta wisi w powietrzu jak awantura o przeciąganie sprawy.Dobrze,że jutro już piątek i czasu więcej na dopilnowanie lesera remontowego. A tymczasem krajobraz przed bitwą

Pan Ciapek i Adelajda.

Kiedy się przeprowadziliśmy z miasta do naszej hacjendy ważne dla mnie było sąsiedztwo.Na starym miejscu miałam fajne i uczynne sąsiadki, które jednak były taktowne i nie wściubiały nosa w życie innych.Nie zaprzeczę jednak,że zawsze mogłam na nie liczyć. W dniu, kiedy dopiero robiliśmy przymiarki do zakupu chatki spotkałam na drodze wiejskiej kobietę, która zbierała gałęzie po niedawno ściętych topolach.Topole ścięto ponieważ popękały w czasie letniego huraganu i zagrażały domom lezącym w pobliżu.Między innymi i naszej chatce.Ale wracam do rzeczy: Otóż pięknie się ukłoniłam spotkanej ( wszak jestem kulturalną mieszczką) i spytałam
-Gdzie mogę znaleźć właściciela?
-U pani, unyj mieszko gdzieś koło Zgierza i nijak z nim nie możno sie zoboczyć! A co pani bedzie kupować te chałupe?
-No chyba tak.-odparłam.
-A czemu pani pyta?
-A bo pani , ja tak bym chciała miec fajnom somsiadke.A podobo się tu pani?Bo tu możno dobrze żyć.na tym polu co przed chałupom( Ok 1900 m działki)kartofle mozno posadzić.Udane by były.
Na tym skończyła sie rozmowa, bo myśmy odjechali na poszukiwanie właściciela chałupki.Tylko jeszcze wieczorem przestraszona mówiłam do Jędrzeja,że nawet nie będzie z kim porozmawiać przy płocie.Kiedy sie już tu zadomowiliśmy poznałam męża tej pani.Facet ma tak na oko 154 w kapeluszu, w którym na prawdę chodzi, twarz ozdabia mu nochal złamany w nie wiadomo ilu miejscach i powykrzywiany i spłaszczony na środku.Nigdy go jeszcze nie widziałam trzeźwego.Państwo nazywają się Kruczek.w początkach naszego tu mieszkania często słyszałam to nazwisko.Ale raz zdarzyła się przezabawna historia.Otóż kury sąsiadów często szukały sobie śniadania na naszym podwórku a do tego w zaroślach znosiły spokojnie jaja.Głupio mi było te jaka zabierać dla siebie, więc zebrałam je w torebkę i poszłam do sąsiadów ,żeby je oddać.w obejściu był tylko sąsiad.Długo się zastanawiałam jak do niego zagadać.na dokładkę zapomniałam jakie to psie imię mają w nazwisku.No nie wiele mysląc mówię tak:
-Panie Ciapek przyniosłam panu pańskie jaja.
Facet popatrzył na mnie spod kapelusza wzrokiem Bazyliszka i jak nie ryknie-
-Jaki Ciapek, jaki Ciapek k...a jego m...Miastowo kobita a nie wi ,że chłop na wsi to o własne jaja dbo i nijak obca kobita mu jego jaj nie moze przynosić do dom.
Uciekłam do domu jak niepyszna.A jaja usmażyliśmy na kolacje, dusząc się przy tym ze śmiechu.
Jeszcze potem , kiedy zaprzyjaźniłam się z drugą sąsiadką, usłyszałam wiele zabawnych historii na temat rodziny Kruczków.Agnieszka, ta moja sąsiadka nazywa jego żonę Adelajda, więc imię to i ja często stosuję.W dzień odbioru renty pan Ciapek skonsumował znaczne ilości alkoholu i padł niedaleko nas na drodze.Dobra żona Adelajda wyjechała po swą polówkę wózkiem do zbierania siana, złorzecząc na niego w niewybrednych słowach.Wszyscy wylegli na drogę i śmieli się,że Adelajda jedzie Erką po Ciapka, który zaniemógł.I takie to nasze życie zaściankowe barwne.
Trochę długi mi wyszedł ten post a miałam jeszcze o wiośnie napisać.To znaczy o jej zaklinaniu.Dziś ją zaklęłam prymulką.Ale pewnie jaka czarownica taka i wiosna na razie.

Nie bój Gośka żaby ;)

Przecudnej urody żabuleńka.Ale nie chciałabym być tak zielona jak ona, choć mam wiele sentymentu dla zielonego.I żal mi się robi jak przypominam sobie wakacyjne wybryki mojego brata w czasach wczesnej ( nie wstecznej) młodości.Każda z nas chyba wie z czym może kojarzyć się słomka i mała, niewinna żabka.Sama lubiłam je łapać i pokazywać mamie , która nota bene bardzo boi się wszystkiego co śliskie i płazowate.
A dziś mam taka żabuleńkę na własność.Podobno nie wolno jej pokazywać nikomu bo to taka żaba z feng szuja , która ma przynosić szczęście do domu.Dostałam ją od jednego z moich miłych chłopaczków- wychowanków.(żeby Pani była szczęśliwa, bo jak Pani jest to mniej sprawdza prace domowe) A to szelma mała, ale jak już wyrachowana :).Sugestia emocjonalna.Bo teraz Pani już musi być szczęśliwa jak ma taką żabę.A reszta to wiadomo! No i postawiłam sobie żabusie na stoliczku nocnym, coby dbała o mój wypoczynek w czasie snu.No i dziś wstałam radosna jak wiosenny poranek.Znaczy się działa ta sugestia.A może to tylko ja taka podatna na nią jestem?No i skowroneczek raniutko śpiewał w błękicie.Wszystko przez tę żabę.Albo dzięki niej.I samochód zapalił bez problemu i DOJECHAŁ BEZ JEDNEGO PRYCHNIĘCIA!!!I się obiad sam ugotował, i naczynia zmywarka sama umyła i je z siebie wyjęła.I dziecko lekcje odrzutowo samo odrobiło.Nic, tylko to ta żaba.W takim razie " Nie bój Goska żaby"

Damą być, czyli Dzień Kobiet

Śni mi się pałac.Bielutkie komnaty.Zapach jaśminu.Koronkowe peniuary.Dzwoneczki porcelanowe o dźwięku tak słodkim jak głos anioła, którymi można kogoś przywołać.Obrazy z podobiznami przodków w złoconych ramach wiszące wzdłuż schodów.Schodzę tymi schodami w dół.Właściwie to chyba nie schodzę, chyba jakoś się przemieszczam, bo już jestem na dole. Zza drzwi słyszę dźwięki pianina czy też fortepianu.Otwieram drzwi, na stoliku dzbanek, z którego roznosi się zapach świeżo zaparzonej kawy.W wazonie bukiet białych róż.Pije kawę.Słucham muzyki.Wącham te białe róże......Wake up!!! Wake up!!!Wake up!!!.....6 rano.....znajomy pokój..... wstawiam wodę na kawę..... budzę chłopów....jeszcze tylko odrobina tuszu do rzęs i już jestem damą??? Potem szybciutko do pracy.A tam nareszcie DZIEŃ KOBIET!!! Bo same kobiety na około.I jedna przez drugą nie mówi o niczym innym jak o DNIU KOBIET!!!Wracam do domu, włączam radio: DZIEŃ KOBIET, DLA KOBIET, KOBIETY....JESTEM KOBIETĄ??? I..... dostrzegam na stole trzy żółte tulipany.I nic więcej.Widzę te tulipany.Wydaje mi się,że jest ich mnóstwo.Ich żółty kolor wydaje mi się najpiękniejszym kolorem na świecie (OSOBIŚCIE NIE CIERPIĘ ŻÓŁTEGO!!!)- Kochanie wszystkiego najlepszego z okazji DNIA KOBIET> o prozo życia....Ja chcę byc DAMĄ

Coś słabo z kondycją :(

Czasami ustawy państwowe zadziwiają mnie swoją trafnością.Najbardziej podoba mi się ustawa o możliwości wzięcia 2 dni wolnego w roku na tzw. "opiekę nad dzieckiem".Dzięki mojemu 13 letniemu dinozaurowi dziś skorzystałam z tego przywileju.MIAŁAM WOLNE.Teoretycznie, bo tylko nie było mnie w miejscu pracy.Słoneczko pięknie świeciło , więc stwierdziłam,że trzeba wreszcie się wziąć za obcinanie gałęzi w sadzie.Uzbrojona w sekator z zapałem zabrałam się za tężę czynność.No , szło mi nawet nieźle.Prześwietliłam koronki, obcięłam suche badyle i....okazało się,że po powrocie do domu ręce mi po prostu opadły :))).Dosłownie!Jestem chora na brak kondycji!!! Moi panowie musieli się sami zająć płodzeniem obiadku.Coś tam poszeptali, pokombinowali i na stole pojawił się "Pomysł na ...".Nie wiem co to było, bo na pewno nie "socyste udka".Wyglądało jak udka, ale już "Socyste" to one nie były.Dziwili się obaj dlaczego? Skąd? Przecież robili wszystko zgodnie z przepisem.Detektyw w spódnicy po przeprowadzeniu wnikliwego i skutecznego dochodzenia znalazł dowód "niesocystości": woreczek do pieczenia został na blacie kuchennym nietknięty.NO BO PO CO ON KIEDY MOŻNA UPIEC BEZ! Męska logika kuchenna.Koń by się uśmiał.

Huraganowe powiewy i szczęśliwy pysk psa.

No i zrobiło się huraganowo.W nocy słyszałam jak w każdej szparze ścian, wietrzysko wygwizduje upiorne melodie.Przewracałam się z boku na bok, a kiedy już wreszcie moje gałki oczne zaprzestały oczopląsu zrobiła się 5 rano i trzeba było wstać,żeby systematycznie i niestrudzenie powędrować do pracy i takoż samo dręczyć biedne dzieci niezbyt głodne wiedzy.Podrzemałam jeszcze trochę w autobusie ale dopiero 3 kawa postawiła mnie zupełnie do pionu.I to wypita nie tak "całkiem spokojnie".Ale pracować trzeba, bo jak wiadomo bez pracy nie ma kasy, a bez kasy nie ma po prostu NIC!Za to popołudnie było jednym "pasmem przyjemności".Szybki obiad, jeszcze szybsze mycie garów i "odrabianki" bo wszak nieuchronnie zbliża się termin testów kompetencyjnych synusia.A jak jemu się nie przysiądzie na 4 litery i nie czuje bata to się rozleniwia i muszę potem świecić oczami przed własnymi koleżankami- za niego.Kiedy już sobie klapnęłam,żeby odpocząć i w spokoju poczytać babską gazetkę,którą cichaczem przemyciłam do domu (" babskie fanaberie i głupie czytadła się pałętają po domu"- to były słowa cytowane wiadomo kogo), okazało się,że muszę usilnie poszukiwać spodenek kąpielowych synusia, które mu po prostu gdzieś "wcięło". No i dlatego nie było wczoraj wpisu na blogusiu.A dziś : Panowie pojechali do szkoły a ja z powodu rozpoczęcia szczęśliwego dnia z opóźnieniem ( do pracy na późniejszą godzinkę) rozpoczęłam poranne porządki.Kto wie co się dzieje w kuchni po spożyciu porannego posiłku, ten wie o czym piszę w związku z porządkami.Bo kubki po herbatce mogą stać w najdziwniejszych miejscach, np.na parapecie razem z kwiatkami i na komodzie w przedpokoju.No i tak sobie spokojnie sprzątam, pamiętając,że Sabusia jest uwiązana przy budzie mieszkalnej i nagle kątem oka dostrzegam ruch za oknem tarasowym.Patrzę i własnym oczom nie wierzę.Za oknem siedzi Sabusia w całej okazałości.Jęzor różowy jak nie wiem co wisi jej z mordki na szyję, szczerzy zęby w psim uśmiechu i międli ogonem na wszystkie strony.A w oczach te diabelskie błyski, jakby chciała powiedzieć " A co mi zrobisz? Urwałam się i już! Kto to wymyślił,żeby psa wiązać na smyczy?"Jeszcze w drodze do pracy miałam przed oczami ten przeszczęśliwy, psi pysk.A teraz idę prasować.MOJA ULUBIONA Z NAJULUBIEŃSZYCH CZYNNOŚĆ DOMOWA! ;)